Bilety kupiłam tak jak zazwyczaj kupuję, na spontanie. Po prostu sprawdziłam w azair czy jest coś co można zabukować bez zużywania drogocennego urlopu. Brukselka była. Idealnie na weekend, sobota, niedziela. W poniedziałek do pracy. Doskonale. Ważna adnotacja – ja właściwie z tego wyjazdu nie mam zdjęć. Mój wiekowy ajfon wykasował się pewnego wieczoru, a akurat fot z Brukseli(i z wyjazdu czerwcowego, ale do tego wrócimy) nie miałam zbackupowanych. Wrzucam to, co udało mi się gdzieś odzyskać z Whatsupa, drugiego telefonu…. Wiele fajnych zdjęć przepadło….
Tym razem podróż samotna, o 2:00 w nocy z piątku na sobotę ruszyłam busem do Berlina, szybki, sprawny lot i jakoś o 9 rano już byłam w Belgii.
Ogarniając dojazd do centrum, zerkając na mapę w Google Maps moją uwagę przykuły dziwne oznaczenia niektórych ulic. Jakieś takie…tęczowe… No nie wiem o co chodzi, dobra, jedziemy. Dojazd jest bardzo prosty – albo pociąg(droższy, ok 8eur), albo autobusy(tańsze, 3-4eur), wybrałam oczywiście opcję tańszą i wysiadłam tuż pod Parlamentem Europejskim. Była sobota rano, więc hulał tam wiatr.
Spacerkiem przeszłam kierując się gdzieś w jakieś centrum. Niedługo potem kazał mi się Pałac Królewski. Przyjemny. Zaczęło też świecić słońce.
Przeszłam dalej kierując się w stronę placu Mont des Arts. To miejsce zawsze mi przychodziło na myśl na hasło Bruksela. Ale, ale, tam było wszystko zagrodzone. Słychać było jakąś muzykę, ponoć próba. Gdzieś na plakacie przeczytałam – Brussels Pride – AHA! Czyli te tęczowe znaczki na Google Maps się wyjaśniły – trafiłam na dzień parady równości.
I super, chętnie zobaczę. Do parady jeszcze było parę godzin, więc zjadłam śniadanie i ruszyłam dalej. Bruksela naprawdę robi super wrażenie. Ścisła zabudowa pierzejowa, wszystko się tam zgrywa i do siebie pasuje. Idealnie się tam spaceruje, gdzie nie skręciłam, to było ładnie.
Dotarłam do kościoła, który bardzo kojarzył mi się z paryskim Notre Damme, tylko w mniejszej skali. Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz zrobił na mnie wrażenie, jak żadna katolicka budowla ostatnio.
Tak włócząc się przez centrum wpadłam w końcu na plac Wielki. Na placu znajduje się Muzeum Piwa – nie polecam jednak. Jest parę wielkich kadzi, widać filtrowane piwko, ale w sumie nie warto, niewiele się można tam dowiedzieć. Dobrze, że w cenie było też piwko.
Manneken Pis – ledwo można go zobaczyć, jest tak malutki, ukryty w kącie. Poznać można, że to jakieś ważne miejsce, po kłębiącej się kupie ludzi z aparatami.Ludek ma zmieniany outfit często jak Edyta Górniak na festiwalu w Opolu – na zdjęciu widać ubranko z okazji Giro’d Italia(kolarstwo w Belgii jest bardzo popularne), a bodajże o 18 mieli go przebierać w wdzianko z okazji parady.
Foto z przyczajki trochę – wśród tych Pań mamy drag queens. Z mojej strony mega szacun, bo ja w takich szpilkach chodzić nie potrafię…Z samej parady jedno foto dokumentacyjne. Było dużo więcej, niestety wszystkie zniknęły po crashu telefonu…z drugiej strony nie wiem, czy forum jest gotowe na takie fotki☺
Wieczorem pokręciłam się jeszcze po centrum, ale jednak zrywanie się o 1:30 w nocy daje się we znaki. Skierowałam się w stronę hostelu, wcinając fryty z majonezem.
Może to efekt samej parady, ale noclegi są w Brukseli bardzo drogie. W hostelu o raczej średnim standardzie zapłaciłam 150zł/noc. Dodam, że wszystko na booking było wyprzedane już parę miesięcy wcześniej oprócz mojego hostelu i paru innych w raczej jeszcze gorszym standardzie i lokalizacji. Kiedy przyszłam pod hostel wielka kartka na drzwiach oznajmiała, że obiekt jest ‘sold out’.
Dzień 2. Nie mam właściwie ani jednej foty z Atomicum, choć bardzo mi się podobało – nie spodziewałam się, że to jest tak ogromne. Ponad 100m wysokości! Robi wrażenie, warto też wejść do środka - w każdej kuli jest albo wystawa związana z Expo i budową obiektu albo wizualno-dźwiękowe pokazy. Posiłkuję się smutną fotą z Insta.
Dzień zakończyłam znowu koło Komisji Europejskiej wcinając pierożki gyoza z pobliskiej japońskiej knajpki. Tym razem w parczku, gdzie mieszkańcy piknikowali.
BTW, jadąc autobusem docierającym z lotniska do miasta i nazad można też zobaczyć kwaterę główną NATO otwartą w 2017 roku - ja się nie zatrzymywałam, odstraszał wysoki płot i w sumie brak innych atrakcji dookoła. Sam obiekt jest naprawdę spory, natomiast jak spojrzy się na niego w Google Maps w obrazie satelitarnym to….ten obszar jest wypikselowany...wot ciekawostka.
Bruksela zrobiła na mnie świetne wrażenie – jest to bardzo fajne miasto na taki wypad około weekendowy, żeby połazić i poimprezować. Jedynie ceny dla nas są trochę bolesne – obiad, nawet najprostszy z napojami to koszt ok. 100zł. Pomimo tego bardzo chętnie wrócę, tym bardziej, że ceny lotów z Berlina są bardzo przystępne. Może następnym razem telefon nie skasuje mi wszystkich zdjęć:)
Bilety kupiłam tak jak zazwyczaj kupuję, na spontanie. Po prostu sprawdziłam w azair czy jest coś co można zabukować bez zużywania drogocennego urlopu. Brukselka była. Idealnie na weekend, sobota, niedziela. W poniedziałek do pracy. Doskonale.
Ważna adnotacja – ja właściwie z tego wyjazdu nie mam zdjęć. Mój wiekowy ajfon wykasował się pewnego wieczoru, a akurat fot z Brukseli(i z wyjazdu czerwcowego, ale do tego wrócimy) nie miałam zbackupowanych. Wrzucam to, co udało mi się gdzieś odzyskać z Whatsupa, drugiego telefonu…. Wiele fajnych zdjęć przepadło….
Tym razem podróż samotna, o 2:00 w nocy z piątku na sobotę ruszyłam busem do Berlina, szybki, sprawny lot i jakoś o 9 rano już byłam w Belgii.
Ogarniając dojazd do centrum, zerkając na mapę w Google Maps moją uwagę przykuły dziwne oznaczenia niektórych ulic. Jakieś takie…tęczowe… No nie wiem o co chodzi, dobra, jedziemy. Dojazd jest bardzo prosty – albo pociąg(droższy, ok 8eur), albo autobusy(tańsze, 3-4eur), wybrałam oczywiście opcję tańszą i wysiadłam tuż pod Parlamentem Europejskim. Była sobota rano, więc hulał tam wiatr.
Spacerkiem przeszłam kierując się gdzieś w jakieś centrum. Niedługo potem kazał mi się Pałac Królewski. Przyjemny. Zaczęło też świecić słońce.
Przeszłam dalej kierując się w stronę placu Mont des Arts. To miejsce zawsze mi przychodziło na myśl na hasło Bruksela. Ale, ale, tam było wszystko zagrodzone. Słychać było jakąś muzykę, ponoć próba. Gdzieś na plakacie przeczytałam – Brussels Pride – AHA! Czyli te tęczowe znaczki na Google Maps się wyjaśniły – trafiłam na dzień parady równości.
I super, chętnie zobaczę. Do parady jeszcze było parę godzin, więc zjadłam śniadanie i ruszyłam dalej. Bruksela naprawdę robi super wrażenie. Ścisła zabudowa pierzejowa, wszystko się tam zgrywa i do siebie pasuje. Idealnie się tam spaceruje, gdzie nie skręciłam, to było ładnie.
Dotarłam do kościoła, który bardzo kojarzył mi się z paryskim Notre Damme, tylko w mniejszej skali. Zarówno z zewnątrz jak i wewnątrz zrobił na mnie wrażenie, jak żadna katolicka budowla ostatnio.
Tak włócząc się przez centrum wpadłam w końcu na plac Wielki. Na placu znajduje się Muzeum Piwa – nie polecam jednak. Jest parę wielkich kadzi, widać filtrowane piwko, ale w sumie nie warto, niewiele się można tam dowiedzieć. Dobrze, że w cenie było też piwko.
Manneken Pis – ledwo można go zobaczyć, jest tak malutki, ukryty w kącie. Poznać można, że to jakieś ważne miejsce, po kłębiącej się kupie ludzi z aparatami.Ludek ma zmieniany outfit często jak Edyta Górniak na festiwalu w Opolu – na zdjęciu widać ubranko z okazji Giro’d Italia(kolarstwo w Belgii jest bardzo popularne), a bodajże o 18 mieli go przebierać w wdzianko z okazji parady.
Foto z przyczajki trochę – wśród tych Pań mamy drag queens. Z mojej strony mega szacun, bo ja w takich szpilkach chodzić nie potrafię…Z samej parady jedno foto dokumentacyjne. Było dużo więcej, niestety wszystkie zniknęły po crashu telefonu…z drugiej strony nie wiem, czy forum jest gotowe na takie fotki☺
Atmosfera imprezowa, pozytywna, kolorowa, tęczowa.
Wieczorem pokręciłam się jeszcze po centrum, ale jednak zrywanie się o 1:30 w nocy daje się we znaki. Skierowałam się w stronę hostelu, wcinając fryty z majonezem.
Może to efekt samej parady, ale noclegi są w Brukseli bardzo drogie. W hostelu o raczej średnim standardzie zapłaciłam 150zł/noc. Dodam, że wszystko na booking było wyprzedane już parę miesięcy wcześniej oprócz mojego hostelu i paru innych w raczej jeszcze gorszym standardzie i lokalizacji. Kiedy przyszłam pod hostel wielka kartka na drzwiach oznajmiała, że obiekt jest ‘sold out’.
Dzień 2.
Nie mam właściwie ani jednej foty z Atomicum, choć bardzo mi się podobało – nie spodziewałam się, że to jest tak ogromne. Ponad 100m wysokości! Robi wrażenie, warto też wejść do środka - w każdej kuli jest albo wystawa związana z Expo i budową obiektu albo wizualno-dźwiękowe pokazy.
Posiłkuję się smutną fotą z Insta.
Dzień zakończyłam znowu koło Komisji Europejskiej wcinając pierożki gyoza z pobliskiej japońskiej knajpki. Tym razem w parczku, gdzie mieszkańcy piknikowali.
BTW, jadąc autobusem docierającym z lotniska do miasta i nazad można też zobaczyć kwaterę główną NATO otwartą w 2017 roku - ja się nie zatrzymywałam, odstraszał wysoki płot i w sumie brak innych atrakcji dookoła. Sam obiekt jest naprawdę spory, natomiast jak spojrzy się na niego w Google Maps w obrazie satelitarnym to….ten obszar jest wypikselowany...wot ciekawostka.
Bruksela zrobiła na mnie świetne wrażenie – jest to bardzo fajne miasto na taki wypad około weekendowy, żeby połazić i poimprezować. Jedynie ceny dla nas są trochę bolesne – obiad, nawet najprostszy z napojami to koszt ok. 100zł. Pomimo tego bardzo chętnie wrócę, tym bardziej, że ceny lotów z Berlina są bardzo przystępne. Może następnym razem telefon nie skasuje mi wszystkich zdjęć:)
Up next - Lombardia!